Kiedy myślę o domu widzę owalny stół nakryty zielonym obrusem i lampę stojącą na nim, rozświetlająca mroki pokoju.
Blask lampy prawie zawsze otulał dym z papierosa, który Dziadziuś miarowo sączył niczym nektar życia. To przy tej lampie snuł niezliczone rodzinne opowiastki rodem ze Lwowa, którymi ubarwiał moje dzieciństwo. To przy tej lampie czytał wieczorami mądre i mniej mądre książki, to przy niej rozświetlał mi zawiłości matematyki. To przy niej powstawały jego bajki- pewnie literacko średnie ale dla dziecka , którym byłam, był to magiczny świat, do którego mnie zapraszał.
To wreszcie w blasku tego światła powstała "Księga rodzinna" - wspomnienia rodziny, rozrys genealogii rodów naszej rodziny, który dostałam w spadku wraz załączoną nieuleczalną chorobą zwaną genealogią. Ta księga rodzinna dała początek przygodzie, która trwa do dziś ubarwiając mi życie i będąc powodem swoistej nieobecności czasowej w domu, kiedy to zanurzam się w archiwa i poszukiwania zapoczątkowane przez Dziadka właśnie.
Światło tej jedynej lampy nadal daje mi
poczucie domu, ułudę że świat się zatrzymał, że nic nie uległo zmianie a
siedząc przy niej za chwilę usłyszę głos Babci i jej „wszędzie te purchawki”.
I choć nie ma już tego pokoju, mieszkania, ba choć nie ma samych Dziadków bo przenieśli się do lepszego świata, to jednak blask tego światła budzi na nowo ten zaprzeszły świat do życia.
w płomieniach:
ja już wiem – lampę Dziadka z księgą rodzinną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz