sobota, 16 marca 2024

Ciąg dalszy Górnickich

 Dopiero co pisałam o odkrytym Sylwestrze Górnickim, bracie Stanisława i braku wiedzy dotyczącej jego dalszych losów a już wczoraj natrafiłam na jego ślad. Mało tego okazuje się, że od co najmniej 10 lat miałam informacje dotyczące jego rodziny, przede wszystkim jego dzieci!

Ale po kolei:

na niemieckich stronach genealogicznych, korzystając z wyszukiwarki natrafiłam na zdjęcia grobu rodziny Górnickich w Radebeul-Ost, w tym Sylwestra Górnickiego ur. 5 grudnia 1854r! 

Kiedy zaczęłam analizować pozostałe postacie, przypomniałam sobie o pewnej korespondencji, którą kilkanaście lat temu popełniłam z Udo Hüberem- kuzynem mojej mamy. W liście tym były informacje dotyczące rodziny Górnickich w jakich on był posiadaniu. Pisał m. innymi o Sylwestrze Górnickim - sądziłam, że to chodziło o syna Stanisława, który również mieszkał w Niemczech, jednak imiona dzieci się nie zgadzały : podał Paula i Etykę, która wyszła za niejakiego Fischera. Z tego małżeństwa urodziła się Sonia Fischer.


Oto fragment listu od Udo ( tł. Google)
"Sylwester Górnicki zamieszkał w Radebeul koło Drezna. Nadal mam od niego rzeźby w drewnie. Miał dwójkę dzieci, Paula i Erikę. Poznałem Erikę i bardzo ją polubiłem jako dziecko.

Paul Gornicke musiał być wielkim człowiekiem: mieszkał w domu z żoną i kochanką i miał ostatnią prywatną stację benzynową w NRD. Działał także w ruchu oporu przeciwko nazistom.

Erica Górnicki była kilkakrotnie zamężna, a ostatnio mieszkała z młodszym o 12 lat mężem w Stade pod Hamburgiem. Działała także w ruchu oporu przeciwko nazistom. Jedna z córek Eriki Sonji Fischer do dziś mieszka w Radebeul. Nie mam z nią kontaktu i nie znam jej."
Postacie opisywane a szczególnie Sonia Fischer rozwiały wszelkie wątpliwości dotyczace nowego znaleziska: to SĄ NASI!!!

Czy wiedział, o którym Sylwestrze pisał?
Trudno powiedzieć. Podejrzewam, że z jego perspektywy ( jakby nie było na tamten czas dziecka), wujek był wujek i tyle. To trochę tak jak z bratem Tapsi Stefanem, który dla mnie był po prostu wujkiem Stiopą.
O Johannie i Adalbercie ( Wojciech),  którzy za pewne również byli synami Sylwestra mógł nie wiedzieć z racji roku kiedy umarli- udało mi się ustalić, że Adalbert zmarł w wyniku odniesionych ran na I wojnie światowej. Walczył w oddziałach pruskich.

Kim jest natomiast Heinz? Przypuszczam, że bratem Sonii- na ojca jej jest trochę za młody.... może się wyjaśni w dalszym szperactwie 
Na dzień dzisiejszy ten kawałek rodziny prezentuje się następująco:

Co dalej....? Czas i archiwa pokażą




niedziela, 10 marca 2024

jak to było z tą Leśną Babcią z Derła...

     Przedzierając się przez karty historii mojej rodziny, poszukując odzwierciedlenia tych historyjek przekazywanych wieczornymi porami w dokumentach, co sprawia, że postacie te nabierają realnych kształtów , stykam się z różnymi porządkami administracyjnymi a co za tym idzie, różnymi formami zapisów. Nasz kraj podzielony przez 123 lata pomiędzy trzy mocarstwa, przejął ich różne porządki prawno-administracyjne. Pięknie to pokazują metrykalia:

- pruskie uwielbienie porządku i reguły uwidacznia się w formularzach na których nie ma miejsca na dygresje;

- austryjacki pozór porządku przyjął formę tabelek, w których nie zawsze znajduję wszystkie interesujące mnie informacje- np. często brak imion rodziców w aktach ślubu.

       Jednak kiedy postanowiłam zapoznać się z historią rodziny mojego taty, dla której to zostało miejsce niezapełnione w rodzinnej księdze dziadka, otworzył się przede mną bajkowy świat zanurzony w metrykalnych opowieściach, w których nigdy do końca nie wiadomo co jeszcze znajdziemy.

Jak każdy, kto wchodzi na genealogiczną drogę zaczęłam od rozmów z bliskimi, zbieranie historyjek rodzinnych aby później odszukać w archiwalnych zapisach ślady tych co ich już nie ma... Nie raz przy tym zdarza się, że część pięknych historii okazuje się być tylko opowieścią...

I tak było w przypadku " Leśnej babci" Anastazji- siostry dziadka mojego Taty. Z rodzinnych opowieści wyłoniła się postać "żelaznej dziewicy", która po tragicznej śmieci swojego narzeczonego w okolicznościach wojennych, poprzysięgła sobie nigdy za mąż nie wyjść. Tata wspominał jej chatkę na skraju lasu, zapach ziół, które zbierała, smak konfitur i soku z malin. Starsza pani, przemierzająca kilometry na piechotę  z kijaszkiem, trochę tajemnicza, trochę zdziwaczała. Poszerzając grono opowiadających o niej, pojawia się informacja o jakimś mężu, dzieciach... i Antku koszykarzu( oczywiście w pierwszej chwili oczami wyobraźni ujrzałam zawodnika NBA , który mało mi pasował do klimatów podlasia lubelskiego 😉 )

Przeglądając archiwalia, które ku mojej radości zaczęły być dygitalizowane, natrafiłam na akt jej ślubu, potem akty urodzeń jej dzieci, więc teraz mogę przedstawić garść faktów :

Anastazja Koncewicz urodziła się w Brześciu nad Bugiem w 1882r jako córka Józefa Koncewicza i Julii z domu Wińskiej. Najprawdopodobniej w 1897roku przeniosła się z bratem Julianem i matką do Dobrynia, gdzie Julia urodziła Władysława ( pogrobowca- Józef już nie żył). Później mieszka i pracuje jako służąca wraz ze swoim bratem Julianem w majątku Cieleśnica u rodziny barona Stanisława Rużyczka-Rosenwertha. 

Kościół śś Piotra i Pawła w Pratulinie

11 listopada 1908roku bierze ślub w pratulińskim kościele z  Szymonem Szumaczukiem z Derła i tam też zamieszkuje. Rodzi czworo dzieci:

Walerię 16 listopada 1909 zm. 24 października1915

Stanisława w sierpniu 1914 zm 27 października 1915

Józefa 1 stycznia 1917

Bronisława 15 czerwca 1920.

Dwaj ostatni synowie też przedwcześnie kończą życie- po wojnie natrafiają na niewybuch, który zabija ich na miejscu.

Najprawdopodobniej w latach 40- Szymon umiera.  I zaczyna się bieda samej Anastazji- najmuje się do robót u sąsiednich gospodarzy, żyje z tego co przyniesie las i ziemia.

  W tym czasie zapewne nastaje ów Antek "koszykarz"- przydomek wziął się z umiejętności wyplatania koszyków wiklinowych - nie jedną kołyskę wiklinową wyplótł również dla plemienia Koncewiczów. W opowiadaniach przypisywane jest mu nazwisko Gondek. Jednak śladu tej postaci w dokumentach nie znalazłam... Co ich faktycznie łączyło? To chyba pozostanie już tajemnicą

Anastazja umiera 22 lutego 1967r roku- pochowana na cmentarzu w Pratulinie.

na cmentarzu w Pratulinie
Dla ukazania tej wschodniej poezji przedstawiam tłumaczenie aktu ślubu Anastazji-Nadziei 

Nr 69 Cieleśnica Szymon Szumaczuk i Nadzieja Koncewicz

Działo się w osadzie Janowie jedenastego (dwudziestego czwartego) listopada tysiąc dziewięćset ósmego roku o godzinie piątej po południu. Oświadczamy, że w obecności świadków Konrada Szumaczuka, lat czterdzieści i Michała Koncewicza, lat dwadzieścia sześć, rolników z Derła, zawarto w dniu dzisiejszym religijny związek małżeński między Szymonem Szumaczukiem (Szymonem Szumaczukiem), kawalerem, lat czterdzieści, rolnikiem, zamieszkałym we Derle i tamże urodzonym, synem Antoniego i Katarzyny z domu Tomczuk małżonków Szumaczuków i Nadzieją Koncewicz (Nadzieją Koncewicz), panną, lat dwadzieścia pięć, urodzoną w Brześciu, służącą, zamieszkałą w Cieleśnicy, córką Józefa i Julianny z domu Wińska małżonków Koncewiczów. Związek ten poprzedziły trzy zapowiedzi ogłoszone w tutejszym i Pratulińskim kościele parafialnym, a mianowicie dwudziestego szóstego października (ósmego listopada), drugiego (piętnastego) i dziewiątego (dwudziestego drugiego) listopada bieżącego roku. Nowożeńcy oświadczają, że nie zawierali umowy przedślubnej. Religijny obrzęd zawarcia związku małżeńskiego został odbyty przez nas niżej podpisanego. Akt ten o przeczytaniu przez nas i pana młodego podpisany, inne osoby są niepiśmienne. Ks. St. ….."

akt ślubu Anastazji/Nadziei Koncewicz z Szymonem Szumaczukiem

Czyż to nie poezja w czystej postaci? To chyba jest domena tych wschodnich terenów, ludzie bardziej śpiewni, otwarci, a powietrze jakieś takie "mięciutkie" jak moja Mama mawia- i ja się pod tym całkowicie podpisuję...



sobota, 9 marca 2024

Po nitce do kłębka czyli słów kilka o Górnickich

Górniccy: 1.Antonina 2.Stanisław 3.Maria 4.Kazimiera 5.Stefan

     Moja prababcia Kazimiera Piasecka pieszczotliwie nazwana przez wnuczki Tapsią, była z domu Górnicka.

Jej ojciec, Stanisław Górnicki malowany w historiach rodzinnych jako surowy i mocno konfliktowy człowiek, ciągle sądzący się, również okrutny w swych ocenach wobec dzieci. Zresztą na zdjęciu też uchwycony został jego charakter...

Z zapisków Dziadka:

STANISŁAW GÓRNICKI

 "Niewiele wiem o nim. Był specjalistą – wiertnikiem ( studnie? Wiercenie naftowe?).  W każdym razie wykonywanie tego zawodu, było ściśle związane ze zmianami miejsc zamieszkania. Dlatego też różne miejsca urodzin jego dzieci: Sylwestra (?), Kazimiery – Borek ( woj. Poznańskie), Marii – Koźmin ( lub Koźle), Stefan – Wrocław. Po odzyskaniu niepodległości – osiedla się w Poznaniu ( ul.Wierzbięcice 57) – tam mieszka z żoną Antoniną ( zm. 1930?) . Kilka lat po jej śmierci – sam umiera."


Przez kilka lat udało mi się trochę więcej ustalić a mianowicie:

Stanisław Teofil urodził się 26 kwietnia 1862 w Ostrorogu jako syn Apolinarego i Antoniny zd. Olszewskiej.  Data jego urodzin wynika z dwóch dokumentów :

aktu ślubu jego z Antoniną Siniecką


tłumaczenie:

Nr 32

Borek 7 Października 1889 Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawili się dzisiaj w celu zawarcia związku małżeńskiego; mistrz studniarski i mistrz rurarski STANISŁAW TEOFIL GORNICKI znany co do osoby, wyznania katolickiego, urodzony 27 Kwietnia 1862 w Ostroróg, zamieszkały Wronki. Syn zmarłego głównego nauczyciela [kierownika szkoły] Apolinarego i Antoniny z domu Olszewska Górnicki - małżonków mieszkających w Ostroróg

ANTONINA SINIECKA - bez zawodu? znana co do osoby , wyznania katolickiego, urodzona 17 Maja 1879 w Zdzież mieszkająca w Zdzież. Córka organisty Hipolita i Elżbiety z domu Kobierska, Siniecki małżonków z Zdzieża

Jako świadkowie zostali obrani i stawili się;

kupiec Sylwester Mikołaj Górnicki, znany co do osoby 35 lat, zamieszkały w Berlinie

muzyczny dyrektor? Józef Sieniecki, znany co do osoby 35 lat, zamieszkały w Zdzieżu


Na uwagę zasługują ich podpisy z tegoż dokumentu. 

Kolejnym dokumentem jest karta meldunkowa ze zbiorów poznańskich, która mówi o jego urodzeniu ale i odnotowano datę zgonu zarówno jego jak i Antoniny . W rubryce zawód stoi urzędnik a adres zamieszkania to Wierzbięcice 57, gdzie znastali 27.05.1920roku- mieszkanie to pamiętała jeszcze moja Babcia. Są również dokładne daty urodzenia rzeczonej Tapsi i najmłodszego Stefana.


Jak widać daty różnią się o dzień - wynika to z tego, że Stanisław urodził się w 26 natomiast 27 kwietnia był chrzczony- co mi wyjaśniły dane ze zbiorów mormońskich ( famillysearch).

Jeśli jesteśmy przy danych mormońskich to udało mi się odszukać rodzeństwo Stanisława:

Józefa Teofila Górnicka urodziła się również w Ostrorogu 31 marca 1858r, była więc starszą siostrą Stanisława.

Przybyły też dwie postacie , o których nic nie wiedzieliśmy:

Sylwester Mikołaj Górnicki - figurujący w  w/w akcie ślubu jako świadek - kupiec z Berlina . Urodził się 5 grudnia 1854r w Koźminie

Antonii Górnicki ur. 26 grudnia 1856r w Ostrorogu, gdzie zmarł 11 sierpnia 1857r.

Karty meldunkowe też coś nie coś powiedziały mi o tych postaciach:

karta meldunkowa Józefy Teofili Górnickiej

Józefa Teofila przeniosła się z Ostrorogu do Poznania w 1877r ( miała wtedy 19 lat) i zamieszkała przy Wielkich Garbarach 15 u niejakiej p. Skrzypińskiej bądź Krzypińskiej. W rubryce zajęcie- panna - ponoć do końca życia była panną. Z czego żyła? Czy bracia ją utrzymywali czy też żyła z jakichś pieniędzy ze spadku po rodzicach- przeniosła się kilka lat po śmierci ojca..                                                                                                         Cieszę się jednak, że osóbka ze zdjęcia zaczyna mieć jakąś historię.... to chyba przynosi największą radość

Józefa Teofila Górnicka
                                                     

Jeśli idzie o Sylwestra Mikołaja to mamy datę urodzenia ( potwierdzona w danych mormońskich). 

Co ciekawe w karcie meldunkowej figuruje jako Telesfor Mikołaj Sylwester ....  I tutaj potwierdza się również informacja o zajęciu handlem- zawód komisjoner- pośrednik przy kupnie i sprzedaży. Z meldunku widać że w 1877 przybywa pod Poznań ( Stęszew), potem kolejna miejscowość ( niestety nie do rozszyfrowania). Później jednak 26 kwietnia 1882r przenosi się do Berlina. Co tam robił? Czy założył rodzinę? Tego na razie nie wiem ale może jutro, za miesiąc za rok...?                                


I choć trochę w odwrotnej kolejności- w ramach "po nitce do kłębka" trochę o seniorach tego rodu:

Apolinary Górnicki ur.1822 w Koźminie- rodziców nie znam. Z artykułu na temat szkolnictwa w Ostrorogu dowiedziałam się że pierwszą szkołę założył w swoim domu nauczyciel Apolinary Górnicki właśnie. 

W 16 stycznia 1854r bierze ślub z Antoniną Adolfiną z domu Olszewską. 

Zmarł w 1873r w Koźminie.

Antonina Adolfina Olszewska ur. 13 grudnia 1826r również w Koźminie, była córką Antoniego i Rozalii z domu Kobierskiej. Mieli 6 dzieci.... ale to już osobna historia...

i na koniec wpis ślubu Rozalii i Antoniego- na dzień dzisiejszy najstarszy dokument tej linii rodu - z 30 stycznie 1822r .                                                                                                                                                            A miało to miejsce w Radlinie ( rzut beretem od Koźmina 😉) 

Ona miała lat 18 a on 31.








czwartek, 2 listopada 2023

Dzień Zaduszny z Pełkami w tle

     2 listopada to dzień wspomnień naszych bliskich, którzy już odeszli. Dla genealogów jest to szczególne święto, w końcu zajmujemy się poszukiwaniem rodzinnych historii i pielęgnowaniem wspomnień.

    O ile na początkowym etapie tych poszukiwań głównym celem było " dokopanie się" do jak najodleglejszej daty by tym samym zbudować drzewko, o tyle teraz wydaje mi się bardziej fascynujące odkrywanie codzienności naszych przodków: wszak sama data i nazwisko niewiele mówi, jednak dokładając kontekst historyczny a jeszcze lepiej zawód bądź status społeczny - tworzy nam się obraz żywego człowieka!
Chyba z tego powodu tak cenna jest dla mnie " księga rodzinna" Dziadka- historie tam zawarte utkane są z anegdot, dygresji i osadzenia w czasie współczesnym ich bohaterów.
    Ostatnio trochę czasu poświęciłam rodzinie Pełków - Dziadziuś żartował, że jeśli kiedyś przywrócą monarchie to on będzie ubiegał się o tron z ramienia Pełków😉- w końcu matka jego Dziadka była z domu Pełka. Jednak w jego notatkach niewiele jest na ich temat - być może z powodu swoistego odseparowania się Rotterów od Juliana ( dziadka mojego Dziadka) w związku ze zaprzedaniem swojej duszy Melpomenie. A jak wiadomo urzędnikom państwowym to nie przystoi, zabawa w komedianctwo grozi utratą posady!

Taką notatkę znajdujemy o ojcu Juliana:


"JÓZEF ROTTER
Urzędnik austriacki ( chyba wysoki, bo w rodzinie pozostały przekazy o uzyskiwanych przez niego audiencjach u cesarza Franciszka- Józefa).
Ożeniony z EUGENIĄ PEŁKĄ – córką właściciela apteki w Szczercu ( woj. Lwowskie ).
Pozostały o nim przekazy rodzinne, o majątku jakiego dorobił się, sprzedając chłopom leki na wszelkie dolegliwości . Były to po prostu dwa szklane balony. W jednym woda destylowana zabarwiona na czerwono, w drugim -na zielono.
„Pan Konsyliarz” sprzedawał wg swego uznania raz czerwoną, raz zieloną – jako panaceum na wszystko! ( świerzb, wrzody, bóle żołądka etc). Musiało to pomagać, bo nawet z daleka przybywały rzesze chłopów po to cudowne lekarstwo !
Rodzina o manierach i sposobie bycia znacznie odbiegająca od przeciętnej „ inteligencji” – jakby arystokracja inteligencji. ( W C.K. Austrii, rodziny wysokich urzędników, były niejednokrotnie traktowane jeśli nie na równi, to nawet i wyżej od rodowej arystokracji.)
Nie wiem gdzie i kiedy umarli."

W diagramach rodzinnych mam co prawda rozrysowane rodzeństwo Eugeni, ba! nawet jej zdjęcie, które faktycznie zdaje się potwierdzać tezę wyniosłości.


To zdecydowanie niewiele i aż prosi się o poszperanie.

Akt urodzenia Eugenii dość szybko znajduję pomimo skąpych pozostawionych informacji. 

Eugenia ur się 11.11.1858 roku.

Stary Sambor nie jest już tylko nazwą własną miejscowości ale zaczyna mieć wymiar osobisty - tam żyli "moi".

Prz okazji tegoż dokumentu dowiaduję się że jej matka jest córką urzędnika podatkowego - z nadesłanych szematyzmów wiem, że  Piotr Filipowicz urzędował w Rudkach: skan 28 Szematyzm

Jednak na tym nie koniec informacji z tego jednego dokumentu: przy dwóch nazwiskach można zauważyć taki znak

Oznacza on status urodzenia- mieszczanin bądź szlachetnie urodzony. Jednak coś na rzeczy z tym zadzieraniem nosa 😄

Równie szybko nabiera kształtu rodzeństwo Eugenii powiększone o dwoje dzieci , które zmarły: Emilia i Kazimierz.
Do tego dochodzi akt urodzenia Jana Nepomucena Pełki, rzeczonego aptekarza.

Jan Nepomucen Pełka urodził się w Hubicach 20 marca 1830 r jako syn Kazimierza i Anny z Czekańskich. 
Nienasycona wspinam się wyżej i wyżej po drzewku rodzinnym. Pojawiają się kolejne nazwiska, rodzeństwo Jana:Domicella, Julia, Aniela i Konstanty Hipolit - a za tym kolejne miejscowości takie jak Nowe Miasto czy Tłumacz.
Rodzice Jana Nepomucena zmarli dzień po sobie na cholere w 1848 roku w Tłumaczu. Nawet w aktach zgonu są razem:

  W trakcie tego uposadawiania w metrykaliach rodziny rozpisanej przez Dziadka ( 6 córek miał Jan na wydaniu!!!), natrafiam na myheritage na rodzinę jednej z sióstr Felicji Pełki. Pozostałe córki są już obsadzone w swoich małżeństwach ( z urzędnikami ):

Eugenia- wyszła za Józefa Rottera

Maria za Michała Glicińskiego

Wanda za Jana Kurę

Joanna za Marcelego Machowskiege

Waleria za Franciszka Sakiewicza

Pozostała Felicja - to właśnie ona wyszła za Mikołaja Gwido Postępskiego.

 Udaje mi się skontaktować z administratorką " równoległego" drzewka, będącą moją kuzynką.
Cóż za cudowna rozmowa: móc wymienić się faktami, które nie wielu już obchodzi a jeszcze z kimś kto wydaje się być tym zainteresowany- to już miodzio!


Wisienką na torcie stał się artykuł, przesłany przez nową kuzynkę, który tak wiele opowiedział mi o postaci Jana Nepomucena Pełce.

Cały artykuł  na stronie 2

Z artykułu można dowiedzieć się jak prawować się lubił Jan, jak nie dawał dmuchać sobie w kaszę - a nawet, że stawał w obronie honoru własnej żony! Cały tekst okraszony jest soczystymi w emocje opisami.
Czytając fragment o przeszkodzie na trasie spacerów rzeczonej żony ( Wandy) z córką zastanawiałam z którą to chadzała!!!
Sam Jan Nepomucen zmarł we Lwowie w 1905 r.

Póki co, nie wiem kiedy zmarła "Wyniosła" Eugenia, jednak z pewnością po 1905 - kiedy to do chrztu trzymała swoją wnuczkę Dionizę - córkę zgubionego przez teatr syna. Gdyby tylko wiedziała, że ta malutka istota, również zwiąże swoje życie z teatrem to nie wiem czy by przyjęła powierzoną jej rolę....


wtorek, 24 października 2023

Pewna kartka pocztowa

 

Ostatnio, przeglądając internety luźnym w poszukiwaniu śladów Rotterów i Kurkiewiczów, natrafiłam na niezwykłą kartkę. Niezwykłą nie tyle ze względu na wartość artystyczną ile na osoby popełniające za jej pośrednictwem świąteczną korespondencje:


"Wesołego Alleluja dla Ciebie, Julka i Nizi ślą Maryan Hela i Zbysio Galińscy"


Adresatką jest Emilia Rotter ( babcia mojego Dziadka), która na ten czas przebywała w Wiedniu - w związku z działaniami wojennymi. Julek to jej mąż, natomiast Nizia to Dioniza Rotter ( Janina Rońska), wiele lat później "ochrzczona" Mucią. Helena była siostrą Emilii.

Kartka była wystawiona na Allegro, jednak ( na całe szczęście!!!) nie znalazła nabywcy. Niewiele się zastanawiając skontaktowałam się z właścicielem kartki, który ( nomen omen) ma swój sklep w Bydgoszczy, gdzie przecież dokonała żywota rzeczona Emilia.
Pan poinformował mnie, że jest wielce prawdopodobnym, że kartka nadal jest w jego posiadaniu. Obiecał przekopać swoje zbiory.

Znalezisko zdecydowanie pobudziło moją wyobraźnię jak i potrzebę poszperania w archiwach.
   
    Dziadek zapisał w swoich wspomnieniach:

"Dzieciństwo- podobnie jak Emilii.

 Gdzieś w 1917(18) wychodzi za mąż za MARIANA GALIŃSKIEGO- maszynistę kolejowego.

Małżeństwo niestety trwa krótko i kończy się tragicznie: w czasie wojny polsko-ukraińskiej, w walkach o Lwów- Maran ginie. Pochowany na Cmentarzu Obrońców Lwowa tzw. „Orląt”.

Z małżeństwa rodzi się syn ZBIGNIEW.

Mieszka z nim razem do wybuchu wojny ( 1939). W czasie okupacji ( chyba 1940) Zbigniew żeni się z ANDĄ …… Ukrainką,  Małżeństwo trwa krótko. W 1942r w lutym, umiera na gruźlicę.

Helena w obawie przed bombardowaniem, przenosi się do Głogowa ( woj. Rzeszowskie), w 1944r.

( Przebywałem u niej od 1944- do sierpnia 1945).

Tam też w 1951r pochowana."

  Z archiwów dowiedziałam się, że Helena urodziła się 26.03.1888 we Lwowie oczywiście na Zamarstynowie. 


 Jak widać, na ten czas Kurkiewicze mieszkali przy Zamkowej 5 -stąd też i par. NMP Śnieżnej.

Z jej zamążpójściem wiąże się pewna historyjka: otóż Helena postawiła warunek swojemu wybrankowi serca przed ślubem: aby zmienił nazwisko . Niechciała bowiem zostać panią Gnidową !
Jakaż radość ogarnęła me serducho, kiedy historyjka ta potwiedziłą się w akcie ślubu:


Faktycznie rodzicami Mariana byli Antoni i Marcelina ( zd. Szward) Gnidowie!
To zdecydowanie musiałą być miłość :) 
Ślub odbył się 26.10.1913 w kościele św.Anny - jednak trochę wcześniej niż Dziadziuś zapisał.

Na informacje o miejscu pochówku Mariana natrafiłam parę lat temu - faktycznie pochowany jest na cmentarzu Orląt Lwowskich. Zginął 14.11.1918, czyli na progu niepodległości Polski....


Małżeństwo to faktycznie trwało krótko... Helena pozostała z małym synkiem, będąc 30-letnią wdową...

Udało mi się również odnaleźć akt urodzenia Zbyszka


W akcie co prawda jest literówka w nazwisku ale to zdecydowanie TEN Zbyszek urodzony 18.10.1914, ochrzczony w kościele św. Elżbiety. Niestety nie ma informacji o adresie zamieszkania państwa Galińskich. 
Aktu ślubu Zbyszka z Andą póki co nie znalazłam... ale genealogia cierpliwą jest.
Faktycznie Zbyszek zmarł w 1942- jest informacja z archiwów, jednak jeszcze nie mam skanu.
Ciekawa jestem co się stało z Andą, czy przeżyłą wojnę, czy pozostała we Lwowie? Czy wyszła powtórnie za mąż?

Helena z małym Zbysiem


I tak kolejny fragment rodziny w komplecie- również dokumentacyjnym.

                                          



środa, 18 października 2023

CUDA SIĘ ZDARZAJĄ

 ..z notatek Dziadka:

TEOFILA ROTTER"

Wyszła za mąż za Kazimierza Szydłowskiego – profesora gimnazjalnego ( tak to się wówczas nazywało). Pamiętam ją jako panią dumną, z góry traktującą wszystkich ( w tym moją babkę, nie mówiąc już o matce, o której w jej domu nie wolno było nawet mówić! Nie potrafiła „wybaczyć” jej „hulaszczego trybu życia”, a głównie tego, że związała się z żydem. Dla rodziny Rotterów, wejście w pararelę z „komediantką”, było już dostatecznym skandalem, a z żydem- to już zupełnie nie do pomyślenia!)

Z tego małżeństwa dwoje dzieci:

Adam Szydłowski - absolwent W.S. Eksportowej we Lwowie. Wywieziony do ZSRR za działalność endecką. Zaginął bez wieści.

 Irena Szydłowska- absolwentka lwowskiego konserwatorium.

Wyjechali ze Lwowa w 1944 – uciekając razem z Niemcami.”

          
                     Teofila Szydłowska zd. Rotter

drzewko z księgi rodzinnej Dziadka

Tyle z zapisków Dziadka dotyczących siostry jego dziadka.
 

Jednak nastąpił ciąg dalszy.

   Jest rok 1988. W domu unoszą się w powietrzu niezliczone historie rodzinne, biurko Dziadka zawalone starymi papierami i zdjęciami osób tak bardzo prze niego kochanych. To był czas powstawania księgi rodzinnej pozostawionej mi w spadku, prawie przy każdej okoliczności, pomiędzy sznyclem a dziennikiem padały hasła rodzinne, imiona, sytuacje i domniemania dalszych losów.

W tym samym czasie mój tata wyjechał do NRD ( kraju, którego już nie ma 😊 ) a moja Mama , jako przykładna była żona zrezygnowała z pracy w telewizji regionalnej ( którą bardzo lubiła) aby przyjąć stanowisko Taty w Navimorze i tym samym przytrzymać mu posadę na czas pobytu w Berlinie.

Poznała tam m. innymi "Roling Stona" – dobrego kumpla Taty, który opowiadał o jakimś postępowaniu spadkowym w swojej rodzinie. W luźnej rozmowie padło nazwisko Teofili Rotter i informacja o ciotce Irenie z Zakopanego.

Mama z wypiekami na twarzy wróciła do domu z przypuszczeniem graniczącym z pewnością, że to TA Irena, którą w rodzinie uważano za zmarłą.

Dziadek długo nie dał się namawiać i w końcu napisał do rzeczonej Ireny list.

Odpowiedź przyszła szybko; pierwsze słowa listu zaparły dech w piersiach :

„Kochany Rysiu- myślałam, że nie żyjesz”!

Cóż to musiało być za przeżycie dla niego! Po 40 przeszło latach dostaje list od swojej Ciotki, której losy tak tragicznie się pisały w wyobraźni najbliższych w oparciu o szczątkowe informacje.

Niewiele później Dziadkowie wybrali się z wizytą do rzeczonej Ciotki- spodziewali się leciwej staruszki, ledwo trzymającej się na nogach z urokliwymi przejawami demencji. Jakież było zdziwienie ( szczególnie mojej Babci!) , kiedy spotkali starszą panią , skromnie acz elegancko ubraną , uczesaną a z taką ilością energii i młodzieńczego entuzjazmu do życia co ich bardzo zawstydziło.

Ciocia Irena miała świetną pamięć, jak z karabinu maszynowego strzelała datami, nazwiskami i faktami , w czym przyczyniła się w znacznym stopniu do rozbudowania drzewka Rotterów i Pełków. Dzięki jej opowieściom okazało się m.innymi, że rzeczony "Rolling Stone" jest naszym krewnym poprzez jego mamę Julię Krzyżańską.

Sama mieszkała skromnie( na granicy ubóstwa) w Zakopanem na pl.Zwycięstwa 5 na urokliwym poddaszu. Głodowa emerytura wcale nie przeszkadzała jej w pozostaniu elegancką: do obiadu miała w zwyczaju zmieniać sukienkę, zawsze z nienaganną fryzurką i życzliwym uśmiechem na twarzy.

Przyjechała do nas raz- pamiętam jak Dziadek wyrwał kartkę z Rodzinnej Księgi z adnotacją o Irenie i ich ucieczce z Niemcami- nie chciał jej urazić.

Byłam nią oczarowana podwójnie: uroczą i ciepłą osobowością i tym, że widzę kogoś kto powstał niejako utkany z rodzinnych opowieści. – cudownie odnaleziona Ciocia .

Sama byłam u niej dwa razy: mieszkała w Zakopanem na urokliwym poddaszu willi przy pl. Zwycięstwa 5. Żałuję, że w tamtym czasie jeszcze nie byłam owładnięta chorobą zwaną genealogią – tyle pytań pozostało bez odpowiedzi. Pytań nie tyle dotyczących faktów- te powoli odkrywam w archiwach- ile o samą codzienność, o to w kim się kochała, jakie miała marzenia;

 o to jaka była pogoda w dniu opuszczania ukochanego Lwowa….

A oto i notatka Dziadka z tegoż cudu, prostująca całą historię:

 „W 1988r trafiłem na ślad Ireny Szydłowskiej. W 1944 uciekli do Krakowa, po czym osiedlili się w Zakopanem. Tam zmarła Teofila ( 1944r), potem Kazimierz.

Irena była dyrektorem tamtejszej Szkoły Muzycznej.

Okazuje się, że Adam, wywieziony i skazany na 10 lat obozu pracy -zwolniony z lagru na Katymie – dotarł do oddziałów W.P. w ZSRR- wcielony do Korpusu gen. Maczka, w randze por. W.P.- walczył do końca wojny. Osiedlił się w Londynie, gdzie zmarł.”

.             
      Kazimierz Lubicz Szydłowski ostatnie zdj                     Teofila i Irena Zakopane


           

                                               Adam i Irena                                    Irena lata 60-te

Sama Irena zmarła w 01.03.1998r i jest pochowana na zakopiańskim cmentarzu wraz ze swoimi rodzicami.


Jakiś czas temu dorwałam się do metrykaliów Lwowa i natrafiłam tam na 

akt ślubu Teofilii i Kazimierza , który wzięli 7 maja 1904r w kościele św. Anny we Lwowie


i akt urodzenia Artura Szydłowskiego ur.14.04.1905r, chrzczony w kościele sw. Anny we Lwowie


                       Póki co Ireny nie znalazłam.. do dzisiejszego dnia :) 



Jak widać ciocia Irena urodziła się 24.07.1906 roku a ochrzczona została w kościele św. Mikołaja.
Problem ze znalezieniem jej wynikał ze zmiany miejsca zamieszkania jej rodziców: wcześniej mieszkali na ulBoczkowskiej 5 ( obecna Odeska), kiedy narodziła się Irena mieszkali już na Jabłonowskich 2 ( obecnie Szota Rustaweli) gdzie parafia była przy kościele św.Mikołaja- obecnie jest tam Cerkiew Prawosławna.

Niestety również znalazłam akt zgonu Artura Szydłowskiego, który zmarł na cholerę 7.10.1905r. 


Wobec powyższego, moje założenie , że Artura nazywali w domu było błędne, tym bardziej, że 

Adam urodził się 3.08.1909r ! Był młodszym bratem Ireny :)


Ochrzczony w tej samej parafii do Irena. 
Z tego dokumentu wynika również, że Państwo Szydłowscy znowu się przeprowadzili, tym razem na ul. Zieloną 8.

Jak widać przeprowadzki nie służą genealogom :)


             Mam nadzieję, że już rodzina Szydłowskich w komplecie !

 

wtorek, 28 marca 2023

MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ TEATRU W NASZYM ALBUMIE

     Wczoraj był międzynarodowy dzień teatru- teatru, który tak bardzo przeplata się przez losy naszej rodziny.

Warto tutaj wspomnieć najbliższych moich najbliższych, którzy w ten teatr „wpadli”.


Bunia jako Panna Młoda w "Weselu"

Romans z Melpomeną rozpoczął się z przypadku a był podyktowany względami ekonomicznymi; babka mojego Dziadziusia Bunia – Emilia Kurkiewicz ( ur. 1883 we Lwowie) postanowiła dołączyć do objazdowego teatru Rygiera szukając pieniędzy na chleb. Był początek 20 wieku. Aktorzy jeździli furmankami, klepali bidę a należną gażę często musieli siła wyrywać.

To ona zaraziła teatrem swojego męża Juliana Rottera( ur. 1880 w Szczercu)- pseudonim Julian Roński ( wcześniej Jerzy Czerwiński). Jednak w jego przypadku serce zabiło mocniej do świata wyimaginowanego. Chcąc nie tracić posady urzędnika w namiestnictwie lwowskim dokonuje niezłej ekwilibrystyki aby jego bytność na deskach teatru nie wyszła na jaw a w tamtych czasach komedianctwo nie było tak poważane.

Dziadziuś wspomina : „Ciągnie go jednak teatr. Dokonuje wręcz cudów, aby połączyć pracę urzędniczą z pracą w teatrze, ( historia z płaszczem: w jego kancelarii w województwie wisiał stale jeden płaszcz, tylko po to, aby gdy pytał o niego jego przełożony, koledzy mogli odpowiedzieć: „ Rotter? A gdzieś tu jest! Przecież wisi jego płaszcz!”)



Dzięki " Kresowym kuferkom" na FB wyjaśnił się tytuł sztuki w której grał Twój Dziadek Dziadziusiu
Juliusz Petry " Lwie serca" 

Z tego co Dziadek opowiadał, był docenianym aktorem a i recenzje na które na trafiłam w archiwach to potwierdzają. To przede wszystkim Miejski we Lwowie ale również Teatr im. Fredry w Stanisławowie, którego jest dyrektorem przez jakiś czas. 

umowa Juliana Rońskiego


Jako pierwszy w rodzinie wstępuje do ZASP-u otrzymując tytuł zawodowego aktora.


Mucia

Kolejną „kochanicą” komedianctwa, już na poważnie jest ich córka Dioniza Rotter ( imię wybrane w związku z rolą graną przez Bunię w czasie ciązy- nie znosiła go!). Bunia próbował na wszelkie sposoby wybić jej teatr z głowy jednak na próżno- Zapisuje się do Szkoły Dramatycznej przy Konserwatorium we Lwowie.


Tak kiedyś podróżował teatr 

Teatr staje się jej życiem i pasją. Występuje pod pseudonimem Janina Rońska. Ofiarą tej miłości staje się mój Dziadek, którego wychowaniem zajmuje się Bunia- Mucia wiedzie życie bohemiczne, objazdowe i nie jest w stanie zapewnić spokojnego domu swojemu synowi.  Gra w Teatrach Miejskich we Lwowie, Stanisławowie, teatrze objazdowym Axentowicza a po wojnie w Teatrach bydgoskich. Tam też przeżywa swój jubileusz 40-lecia pracy artystycznej.




 Choć nie należała do zbyt przykładnych matek to jednak staje się wielkim przyjacielem Dziadka- towarzyszem i podporą w jego życiowych rozterkach.

Naturalną konsekwencją wychowania za kulisami było wybranie i przez Dziadka tej drogi. Jednak aktorem był nieszczególnym – sam to przyznawał. Jednak na scenie spotkał iluzję i to w niej bez reszty się zakochał, zaczarowując również i mój dziecięcy świat. Tak , tak, mugolem ta ja nie jestem 😊

Swoją drugą żonę ( a moją babkę) poznał na schodach Teatru w Bydgoszczy.


Moja Babcia Hanka Rotter – pseudonim Hanka Piasecka, wywodząca się z wielkopolskiego porządku, również swoje serce zostawiła na scenie. Jej ojciec ( urzędnik ministerstwa rolnictwa) posłał dziewczynki ( ją i jej siostrę) do szkoły baletowej. Czemu? Być może tak wypadało, a może miał jakieś młodzieńcze fantazje w tym kierunku… trudno powiedzieć.Babcia i jej siostra Maria ( zmarła po pobycie w Auschwizt- Birkenau) tańczyły na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie, jak również występowały w warszawskich kabaretach takich jak Qui-pro-quo, Nowości etc.


Hanka Piasecka

Maria Piasecka 

Po wojnie był też teatr bydgoski i estrady.

Warunki przejazdu iście "królewskie " przynajmniej było wesoło 


Wiele propozycji, poważnych i dających możliwości poważnej kariery zarzuciła z uwagi na zazdrosnego dziadka . PO śmierci jego zatopiła się w świecie fotosów i afiszy z tamtych lat.

I moja Mama załapała się na teatr grając jako dziecko w "Wilkach nocą" z Mucią ( swoją babcią) w teatrze Kameralnym w Bydgoszczy. Sama Mucia w dzieciństwie grała tę samą rolę w Wiedniu.

Moja Mama w "Wilkach w nocy"

Dla mnie nasz dom był swoistym teatrem, w którym główną rolę grał Dziadziuś a Babcia, niczym kapłanka kultu Dziadka trzymała pieczę nad całością aby nic mu życiu zawodowym nie przeszkadzało.

Był to świat dosyć barwny, przeplatany bajkami pisanymi przez Dziadka i wystawianymi w ramach współpracy z Estradami w całym kraju. To były próby w domu, szycie kostiumów i scenografii przez Babcie.

Stopień mojego zamroczenia tym ukazuje mała historyjka, kiedy to w III klasie szkoły podstawowej, trzymając pod pachą scenariusz nowej bajki Dziadka „Czarodziejski kufer” zakomunikowałam mojej mamie odbierającej mnie ze szkoły : „ Mamusiu, dostałam szóstą dwójkę z matematyki ( jedynek jeszcze nie było) , ale pomyślałam sobie, że gdyby Dziadziuś puścił ultrafiolety na scenę z lewej strony to sukienka Katarzyny zdecydowanie lepiej by się prezentowała” . Teraz, kiedy sama jestem mamą rozumiem poziom jej przerażenia.

 I choć ten dom niezbyt solidnie przygotował mnie do realnego życia to jednak dał mi umiejętność dostrzegania magii tam gdzie kończy się nadzieja…




Ciąg dalszy Górnickich

 Dopiero co pisałam o odkrytym Sylwestrze Górnickim, bracie Stanisława i braku wiedzy dotyczącej jego dalszych losów a już wczoraj natrafiła...